
Wegańskie podróże: Maroko.
W Maroku raczej nie spotkasz wielu zdeklarowanych wegan, a co za tym idzie produktów dla nich dedykowanych. Mimo że marokańczycy w większości jedzą mięso, to w małych ilościach i rzadko. Dlatego znajdziesz wiele wegańskich opcji, a na miejscu zdecydowanie nie umrzesz z głodu. Przeczytaj poniżej czego koniecznie musisz spróbować!
Świeże owoce.
W ogromnej ilości i świetnej cenie! Pomarańcze i mandarynki zawsze słodziutkie i idealnie dojrzałe, odkąd wróciłam to nie jestem w stanie jeść tych sprzedawanych u nas, bo nawet im nie dorównują.
Polecamy spróbować też nefle (małe, żółte owoce z trzema pestkami w środku), trochę przypominają morele ale są słodsze i mają bardziej zbitą strukturę.
Owoce sprzedawane są niemalże na każdej ulicy, a także na sukach. Odradzam wycieczki po suku dla wrażliwych osób, często kury są tam zabijane na miejscu od razu po zakupie.
Soki.
Świeżo wyciskane soki kupisz właściwie wszędzie. W Internecie jedni przestrzegają inni piszą o tym, że trzeba spróbować. Mi zaszkodził (czego nie zrobiła nawet woda z kranu pita niejednokrotnie), natomiast jest masa ludzi, którzy się nie struli, także zdecyduj sam 🙂
Uważajcie na soki z bananem i awokado, przeważnie są z mlekiem.
Pestki, orzechy i daktyle.
Kupisz w prawie każdym nawet małym sklepie, a tak pysznego prażonego słonecznika chyba nie ma w innym miejscu na świecie. Wybór jest ogromny także kupuj i próbuj!
Nie zapomnij też o świeżych daktylach.
Placki.
Każdy rodzaj jest wegański, dla pewności możesz spytać czy nie są smażone na maśle, ale jest to mało prawdopodobne.
- Msamen.
Moje ulubione, podobne do naleśników, ale mniej “gumowate”. Najczęściej na straganach są sprzedawane z serem, czekoladą lub miodem. Niestety rzadko podają z dżemem, więc polecam kupić same i zaopatrzyć się w dżem.
- Baghrir.
Okrągłe naleśniki z dziurkami, na ogół podawane z miodem, ale smakują świetnie z konfiturami.
- Malawi.
Kwadratowe naleśniki, strukturą przypominają ciasto francuskie.
- Batbout.
Raczej chlebek niż placek, bardzo puszyste. Jedzone na śniadanie na słono, jak dla mnie trochę mdłe.

Oliwki i oliwa z oliwek.
Zielone, czarne, doprawiane na wiele sposobów. Polecam spróbować wszystkich, najpopularniejsze są lekko gorzkie, czarne. Mają dosyć specyficzny smak, najłagodniejsze są zielone do tajinu. Przeważnie są sprzedawane w sklepach z mięsem, co jest nieco mylące.
Oliwa z oliwek jest tutaj taka dobra, że nawet z samym chlebem smakuje nieźle. Marokańczycy często mieszają ją dodatkowo z dżemem.
Amlou.
Nazywane marokańską Nutellą, co nie jest prawdą, jest o wiele lepsze! To berberyjska pasta tworzona z oleju arganowego, migdału i miodu. Raczej nie kupisz w Maroku amlou bez miodu, więc możesz przywieźć sobie olej arganowy i ukręcić w domu z jakimś syropem.
Soczewica i fasola.
Nasiona strączkowe gotowane z zestawem aromatycznych przypraw. Bez udziwnień, proste i pyszne. Wyjadamy z talerza chlebem i tym sposobem najemy się za mniej niż złotówkę!

Bób i ciecierzyca.
Sprzedawane na ulicznych straganach. Za 5 DH, dostajesz woreczek z nasionami do podjadania.
Sałatki.
Ogromny wybór, a na szczęście Marokańczycy nie mają zwyczaju dodawać do nich majonezu czy jajek tak ja my. Oczywiście podawane z chlebem, więc naprawdę można się najeść.
Harira.
Marokańska kuchnia raczej nie słynie z zup, ale jest od tego wyjątek- harira. Gęsta, treściwa, rozgrzewająca, pełna strączków, słodka od pomidorów z aromatycznym kuminem. Zjesz ją zarówno w taniej knajpie jak i luksusowej restauracji. Mimo, że większość przepisów w internecie twierdzi, że gotuje się ją na baraninie to ani razu nie spotkaliśmy się z gotowaniem tej zupy na mięsie.
Na śniadania i w okresie ramadanu, często je się białą harirę- z semoliną i mlekiem, zagryzaną daktylami. Mleko dodaje się dopiero przy podaniu zupy, więc nie ma problemu by zjeść ją bez niego. Osobiście mnie nie porwała, chyba za bardzo przypominała mi szpitalny kleik 😉

Tajine.
Gotuje się go w glinianym naczyniu z przykrywką w kształcie stożka. Właśnie w niej tkwi cały sekret tajinu, w środku mieszają się zapachy i smaki. Mamy tutaj wiele możliwości, a rodzajów tajinów nawet tych wegańskich nie da się zliczyć. Podstawą są sycące ziemniaki, reszta zależy od fantazji. Tradycyjnie przygotowuje się go na żarzących się węgielkach, ale w większości marokańskich domów robi się to po prostu na kuchence gazowej. Podawany w prawie każdym miejscu, tylko w jednym małym mieście nie udało nam się znaleźć wegańskiego.
Kuskus.
W każdy piątek obowiązkowo jemy kuskus! Przygotowany z wieloma rodzajami warzyw i przypraw. W restauracjach może się zdarzyć, że będzie polewamy bulionem z kurczaka, więc pytajcie i poproście, żeby go nie dolewać. W domach,w których byliśmy Marokańczycy przygotowywali bulion warzywny. Jest pyszny dlatego, uważajcie z jedzeniem, bo pęcznieje w żołądku.
Seffa.
Makaron na słodko, my jedliśmy z orzechami, cukrem pudrem i cynamonem. Prosty, sycący i smaczny deser.
Marokańska herbata.
Berberyjska whisky, którą moglibyśmy pić litrami! Ze względu na ilość cukru zdrowiej jest traktować ją jako deser niżeli napój ;P
Przydatne zwroty.
O ile nie wybierasz się do typowo turystycznego lokalu, możesz być niemal pewny, że nie dogadasz się po angielsku. Poniżej przydatne zwroty w języku francuskim:
*sans lait- bez mleka
*sans beurre- bez masła
*sans oeufs- bez jajek
*Je ne mange pas de viande. (Nie jem mięsa).
Marokańska kuchnia pokazuje, że weganizm wcale nie musi być trudny a do przygotowania roślinnego dania wcale nie potrzeba skomplikowanych składników. Dajcie znać w komentarzach jakie są Wasze ulubione marokańskie potrawy!


2 komentarze
Anna Malika
Tajin z kurczaka z cebula i oliwkami, sardynki po marokansku, berber Pizza, sardin kofta. Na sniadanie uwielbiam chleb pieczony w glinianym piecu maczany w oleju arganowym.
Melina
Super zdjęcia, przyjemnie się je ogląda !